94 poziom zaufania. Szanowna Pani, życie z człowiekiem uzależnionym, chorym wygląda tak - jak Pani opisuje, życie w ciągłym strachu, napięciu. Wskazane jest leczenie kompleksowe, w Poradni Leczenia Uzależnień, grupy i miting AA, trzeba mieć wgląd w chorobę alkoholową, są też programy dla osób współuzależnionych czyli rodzin
on nie pozwoli mi tak latwo odejsc, bedzie przekonywal, manipulowal, byc moze wzbudzi moje poczucie winy. boje sie trwac, boje sie odejsc.. gdzie tu jest sens życie z pijakiem/alkoholikiem
Współuzależnienie może dotyczyć osób będących w relacji z człowiekiem uzależnionym zarówno od konkretnej substancji, takiej jak alkohol, jak i zachowań, taki
Kobiety często boją się odejść od swoich mężów alkoholików, ponieważ obawiają się życia, a często również wychowywania dzieci w pojedynkę. Jednym z najlepszych sposobów na to, by pomóc alkoholikowi, jest zapisanie go na terapię do profesjonalnego ośrodka uzależnień. Spis treści.
1. Poddanie się rytmowi nałogu (picia, ćpania): zmiana godzin posiłków, zaprowadzenie nakazu zachowania ciszy, bo „tatuś śpi”, scedowanie obowiązków na starsze dzieci lub sąsiadów, przekładanie lub rezygnacja z planów odwiedzenia krewnych, wakacji. 2.
Pił z jakiegoś powodu, ten alkohol był mu potrzebny, żeby mieć lepszy nastrój, żeby być spokojniejszy, odważniejszy, milszy, towarzyski, a może, bo brakowało mu spontaniczność, a może lubił smak wódki czy piwa - jest jakiś powód, może czuł się samotny, może nieszczęśliwy, może zagubiony - nie pije się codziennie ot tak
Czynniki predysponujące do powstania choroby alkoholowej to między innymi: czynniki genetyczne, wczesna inicjacja alkoholowa, alkoholizm w domu - kiedy jedno lub oboje rodziców nadmiernie spożywało alkohol, strefa geograficzna oraz czynnik religijny, im człowiek jest młodszy tym szybciej rozwija się choroba alkoholowa, rozwój choroby
Z alkoholikiem nie da się żyć. A zaszkodzisz dziecku. Wiem to z własnego doświadczenia. Moja Matka nie chciała odejść od męża alkoholika aż w końcu nas pozabierali - wszystkich. Wiem, że miłość czasami silniejsza ale moim zdaniem życie z alkoholikiem jeszcze zaszkodzi dziecku.
Ponieważ nigdy wcześniej nie byłam z alkoholikiem czy narkomanem, byłam pewna, że to nas nie dotyczy. Jeżeli chodzi o życie z taką osobą to ciężko żyć z osobą uzależnioną od
Zaczął płakać i krzyczeć, że kocha je nad życie, a ja jestem zła i mówię takie straszne rzeczy. Pobiegł z tyłu domu i zaczął kopać w drzwi od piwnicy, bo niby nie chciały się zamknąć, aż wypadły z zawiasów. Ja już nic nie mówiłam, tylko delikatnie krzątałam się po domu i z ukrycia obserwowałam co on robi.
e70l1Y. Witam opowiem dziś moją historię jakich pewnie wiele otóż żyję od 10 lat z alkoholikiem w związku małżeńskim kiedy po tak długim czasie uświadamiam sobie że zrobiłam to świadomie czuje żal do siebie ponieważ mój mąż poinformował mnie o tym przed ślubem był tak dobrym człowiekiem że po prostu sądziłam że to żaden problem przecież zylam już z alkoholikiem. Mój wcześniejszy partner również nadużywał alkoholu kiedy pojawilo się dziecko i całe obowiązki spłynęły na mnie po 6 latach postanowiłam odejść związek ten trwał 12 lat szybko wstąpiłam w związek małżeński ponieważ mój mąż był tak dobry (lub tak dobrze grał) że dawał mi to czego w poprzednim związku nie miałam czyli pomoc wsparcie i przede wszystkim był przy Nas. Myślałam wtedy że to jest właśnie to i alkohol w niczym tu nie przeszkadza przecież parę piw dziennie to nic..... Mój mąż pracował i mieszkał za granicą chciałam żeby wrócił do Polski taki był plan zarobi trochę kasy i wróci zaszłam w ciążę podjęliśmy decyzję że wyjadę do niego rok dwa i wracamy.... Rok później pojawilo się kolejne dziecko ja w domu z dziećmi on praca a po pracy parę piw i spać ja nie zwracałam na to uwagi moja rola przecież była inna zająć się domem dziećmi zaczęliśmy się od siebie oddalać były prośby w końcu groźby szantaż ciche dni i powroty do,,normalnego"życia wspólne wydatki kredyty coś tam wzięte na raty w końcu decyzja o założeniu własnego konta na które wpłyną pieniądze na dzieci żeby nie mógł się za nie napić. Przepłakałam tyle nocy i dni tyle upokorzeń w końcu zaczęły się żale pretensje ubliza nie usłyszałam już tyle przykrych słów że nie pracuje że nie mam nic ze żyje z pieniędzy dzieci że to że się że mną ożenił to kaprys bo tak chciał jestem zimna kłodą w łóżku beznadziejna te słowa ranią zawsze kiedy nie wytrzymuję i robię awanturę z powodu picia nie ma dnia żeby nie pił walczę ze sobą oddałam się cała dzieciom obowiązków mam mnóstwo bo wszystko w domu robię sama sprzątanie pranie gotowanie szkoła rachunki kredyty zakupy dzieci wszystkiego pilnuje ja nie usprawiedliwiam się że nie pracuje wiem że powinnam iść do pracy ale on mi na to nie pozwala pracuje więcej i więcej kiedy wspominam o pracy on mnie od tego pomysłu odciąga zapisuję się na dodatkowe godziny aby tylko niczego nie brakowało tu właśnie jestem zdziwiona bo o dziwo nie chowa alkoholu nie przepija ostatnich pieniędzy robi wszystko żeby było na opłaty na życie ale jego nie ma siedzi na kanapie przed tv i pije nic go nie obchodzi nie sprząta nie pomaga mi nie obchodzą go dzieci ma być cisza i piwko ja mam już dość chciała bym odejść bo wiem że on nie przestanie pić. Dzieci w prost mówią że go nie kochają nie lubią jak on jest w domu nie chce im serwować takiego życia jestem dla nich jak ojciec i matka w jednym nie mogę już patrzeć jak on pije po prostu mnie to przerasta proszę o pomoc jak sobie z tym poradzić czy dla dobra dzieci i samej siebie powinnam odejść? Strach przed byciem sama z trójka dzieci jeszcze mnie tu trzyma. Wiem że on nie podejmie się leczenia.
Tak samo jak ja, tak i ona kopiowała atmosferę domową. Może powinienem nadmienić na czym polegał mój problem. Mój ojciec bił matkę i tak samo jak on - ja również podniosłem rękę na moją żonę (to było zanim się to piekło z żoną zaczęło). Po prostu po kilku miesiącach nieustannych kłótni nie wytrzymałem i ją uderzyłem, święty by tego nie wytrzymał. Tak jest do dziś - awantury z powodu pieniędzy, jakikolwiek problem - wszystko zaczyna się od nowa. Najpierw żona krzyczy, potem krzyczy, a potem na mnie krzyczy. Ja po całym dniu krzyków nie wytrzymuję i pęka mi żyłka. Ale reaguję inaczej niż kiedyś, też na nią krzyczę (a potrafię krzyczeć). Tak właśnie sobie żyjemy od dziewięciu lat... Problemy w zasadzie są dwa: jeden to dzieci, a drugi to żona. Tak samo jak ona postępują jej brat i siostra oraz mama. Takie zachowanie to norma w jej domu. Powoli zaczynam siebie nienawidzić za to że doprowadziłem do takiej sytuacji, że mam troje dzieci w tak młodym wieku, a mam 30 lat. Teraz wiem, że zachowanie mojej żony się nie zmieni bo nawet nie chodzi na terapię. Ale jak powinienem i czy w ogóle powinienem od rodziny odejść? Co powiedzą moje dzieci po parunastu latach jak odejdę? Żona ma już syna z pierwszego małżeństwa, ale wiem że jak nie odejdę to ją po prostu... Proszę o szybką odpowiedź liczy się każda chwila... Pyton78 Pyton, chodzisz na terapię. Chyba jeszcze niezbyt długo... To nie jest stwierdzenie ani złośliwe, ani podchwytliwe - pojawiło mi się po słowach: "święty by nie wytrzymał". Bo to, że szlag Cię trafił, by nazwać rzeczy wprost - to jedno, ale by nawet po czasie uważać, że nie sama emocja, ale forma jej wyrażenia jest ok - to drugie. Cały czas Twoja przeszłość i dzieciństwo Tobą rządzą. Jednak już nie całkiem bezrefleksyjnie, sam piszesz: "tak samo jak on, podniosłem rękę". Już widzisz, że Twoje zachowanie to zachowanie "odziedziczone". Jesteś na terapii więc wiesz już, że ten spadek można odrzucić bo Ci przeszkadza, oddziela od ludzi i samego siebie. Mam nadzieję, że terapia pomoże Ci się odnaleźć w tym zamęcie z przeszłości i w tym, co teraz dzieje się w Twoim życiu. To, co mi się podoba w Twoim liście to to, że walczysz - o siebie uwolnionego z przeszłości, o swoje dzieci i o to, co one wyniosą z domu. To niezwykle cenne. Jesteś w trakcie terapii, świadomie się na nią zdecydowałeś, a to wielka sprawa. Gratuluję. Może warto żebyście już, albo za chwilę, razem pojawili się u Twojego terapeuty? A może do kogoś innego moglibyście chodzić na wspólną terapię? Tylko jak do tego doprowadzić? Jeżeli chcesz spróbować ratować ten związek, poproś o to żonę. Nie wiem jak bardzo i czy w ogóle jesteś świadom, że chcesz z nią dalej być (lub nie). Pytasz: zostać czy odejść? Nie odpowiem Ci na tak postawione pytanie. Mogę Ci natomiast zadać kolejne do tej kolekcji trudnych pytań - masz stuprocentową pewność, że na sto procent chcesz odejść? Że nic, absolutnie nic Cię nie trzyma? Jeżeli na "nie" jest chociaż tylko pół procenta, i nawet nie wiesz dlaczego czujesz, że coś Cię w tym układzie trzyma, to może warto sprawdzić, co się w tym ułamku kryje? Może potencjał kolejnych paru procent? Nie wiem, ale Ty też nie wiesz, a chcesz podjąć ważną, jak sam wiesz, decyzję. Jeżeli żonę poprosisz o podjęcie próby "ratowania Waszego związku" bez asekuracyjnego pancerza pt. " nie myśl, że mi na tym zależy" wtedy odkrywasz się przed nią ze swoimi uczuciami. Nawet, jeżeli te uczucia to tylko nadzieja, że może być tak, jak kiedyś było. Wtedy dajesz sobie, Wam i waszym dzieciom, szanse. Co masz do stracenia? Czy może być jeszcze gorzej? Pewnie może, ale czy tego chcesz? Twoja żona jest DDA. Ty też. Sam wiesz, jak wiele bólu i złości musi w sobie pomieścić dziecko w takiej rodzinie, by móc w niej żyć i przetrwać. Ty dojrzałeś do zmiany, do skonfrontowania się z przeszłością. Twoja żona być może jeszcze nie. Ale macie dzieci (w sumie czworo dzieci zależy do tego, co się między Wami dzieje). Spróbuj więc dać żonie to, co spowoduje, że pozwoli sobie na uczucia inne niż tylko złość, bez obawy, że ją z tym odrzucisz. Jak to zrobić? Tu będzie banalnie - zaryzykuj i jeśli to prawda, to powiedz, że Ci zależy na tym związku. Jeśli będziesz odważny to dodaj, że także na niej i Waszej rodzinie. Spróbuj. Masz 30 lat i dobrze Ci będzie ze sobą za parę lat jeśli będziesz miał świadomość, że próbowałeś. Mam nadzieję, że Tobie, że Wam, się uda. Powodzenia! J Masz problem? Napisz do naszego eksperta!
- Alkoholizm prowadzi do zgonu. Zgadzanie się na przemoc, strach i śmierć to nie jest miłość. My, kobiety kochamy iluzję. Jak skutecznie powiedzieć "stop"? - podpowiada s. Anna Bałchan. A może trwanie w rodzinie przemocowej bywa powodem do dumy? Może daje profity w stylu słów uznania od innych: "jesteś dzielna", "dajesz radę", "świetnie to znosisz"? Może dobrą wymówką jest obietnica złożona Bogu i drugiej osobie w czasie ślubu? Posłuchajcie, co doradza w tego typu sprawach s. Anna Bałchan, która pomaga kobietom i dzieciom w trudnych i kryzysowych życiowych sytuacjach. Modliłam się o śmierć. Dziś wiem, że ON jest - Modliłam się naprawdę i z głebi serca. Krzyczałam do Niego. Prosiłam, żeby zabrał mi pragnienie miłości, bo bardzo chciałam, żeby ktoś mnie kochał. Nie byłoby mnie tu, gdyby nie Bóg - mówi s. Anna Bałchan. Gdyby Boga nie było, nigdy nie stanęłabym obok osoby tak bardzo poranionej, bo nie dałabym rady tego unieść. Chcę się dzielić, bo nie mam nic innego do dania. Bez Chrystusa cierpienie nie ma sensu, miłość nie ma sensu i przyjaźń nie ma sensu. Wiele dzieciaków pochowałam i wiele bitew tak po ludzku przegrałam. Ludzie poplynęli w różne strefy cienia. Natomiast to są Jego dzieci i Jego dzieło. Dziś wiem, że mam Jezusa i nie zawaham się Go użyć - mówi siostra Anna Bałchan. Posłuchajcie: W życiu chodzi o #COŚWIĘCEJ >> Gdzieś głęboko coś nam mówi, że coś nie gra. Czujemy, że życie nie może kończyć się na gonitwie za nie wiadomo czym, nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co. Wiecie, o co chodzi, prawda? Dlatego właśnie ruszyliśmy z nowym projektem. Takim, w którym jest przestrzeń i czas na spokojne poszukanie odpowiedzi na naprawdę ważne pytania. I na zainspirowanie się do piękniejszego życia. W czasie pierwszego spotkania naszymi gośćmi byli: s. Anna Bałchan, Janina Ochojska i Włodek Markowicz. Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć.